Czy sędzia Marcin Ilków uzna argument mecenas Moniki Sąsiada, że nie można występować do sądu po pieniądze na podstawie nieprawomocnego wyroku? Dlaczego Tomasz Dyga i jego ojciec Jan Dyga ukryli przed sądem kobietę, która rzekomo miała być pokrzywdzona?
Tomasz Dyga i jego ojciec Jan Dyga, jako właściciele Ergo-Pack w Krapkowicach, domagali się wczoraj, usunięcia dziennikarza Patriot24.net z sali sądowej. Sędzia Marcin Ilków nie ugiął się pod ich presją, co pozwolio na ujawnienie opini publicznej, kolejnych skandalicznych praktyk obu przedsiębiorców!
Wczoraj odbyła się kolejna sprawa, jaką własciciele Ergo-Pack wytoczyli, sąsiadującej z nią firmie, ZAMPAP.
W 2016 roku sędzia Marcin Ilków wierząc, że działa w dobrej wierze, ustanowił karę 15 tysięcy złotych, jaką ZAMPAP będzie musiał zapłacić, jesli stworzy problem z dojazdem, pracownikom lub klientom Ergo-Packu do ich firmy. Sędzia MArcin Ilków chciał w ten sposób, wygasić konflikt między firmami i doprowadzić do spokojnego funkcjonowania obu podmiotów gospodarzczych w zakresie służebności grogi dojazdowej.
- Ale Tomasz Dyga i Jan Dyga postanowili wykorzystać tę decyzję sadu, do kolejnego wyłudzania od nas pieniędzy - argumentował na wczorajszej rozprawie prezes ZAMPAPU, Marek Tomaszewski.
- Zażądali 30 tysięcy złotych za rzekome dwie drastyczne dla nich sytuacje, które myśmy rzekomo spowodowali. A tak naprawdę to oni je wymyślili chcąc otworzyć sobie drogę do sytuacji, w której my będziemy płacić im, pod byle pretekstem, pieniądze. Oni wyrok sądu chcą traktować jak działalność zarobkową - tłumaczył Marek Tomaszewski.
Na podstawie jakich sytuacji Tomasz Dyga i Jan Dyga domagali się wczoraj od ZAMPAPU 30 tysięcy złotych?
W pierwszym przypadku chodziło o rekrutację pracowników w dniu 13 stycznia 2016 roku. Tomasz Dyga (absowent akademii ekonomicznej), który podczas całej rozprawy zasłaniał się przed aparatem fotograficznym Patriot24.net, twierdził, że kobieta przyjechała samochodem i nie została wpuszczona przez portiera, by dojechać przez ZAMPAP do Ergo-Packu. Doszła tam na piechotę i na tej podstawie teraz Tomasz Dyga i jego ojciec Jan Dyga domagają się pierwszych 15 tysięcy zotych.
- Nie może być tak, że panienka ubrudziła sobie buty i ma być za to ukarany ZAMPAP. Jej rzekome oświadczenie zostało napisane na komputerze i odręcznie tylko podpisane. Dlaczego Tomasz Dyga nie wezwał jej, jako świadka na rozprawę, by sąd mógł ją przesłuchać? Może ta kobieta o nazwisku Aneta Wróblewska w ogóle nie istnieje, a tylko została wymyślona przez właścicieli Ergo-Packu? Tak jak inne rzekome fakty, przedstawiane przez tych panów - argumentowała adwokat ZAMPAP-u Monika Sąsiada.
Drugi incydent miał miejsce 29 lutego 2016 roku. Wówczas portier ZAMPAP-u zatrzymał ciężarówkę kuriera, który chciał dojechać do Ergo-Packu.
- Mam instrukcje, że nie mogę wpuszczać ciężarówek do Ergo-Packu, najwyżej furgonetki. Chodzi o to, że duże auta nie mają jak tam zawrócić i blokują cały ruch na ZAMPAPIE - tłumaczył wczoraj, podczas przesłuchania, portier Bogdan Sołtyski
Przesłuchiwany po nim Tomasz Dyga, przyznał, że rzeczywiście doszło wcześniej do zablokowania się jego ciężąrówki, podczas zawracania na terenie ZAMPAPU. Kierowca nie potrafił ani wycofać, ani zawrócić jadąc do przodu.
- Ale gdyby w tej konkretnej sytuacji przyjazdu kuriera, ktoś z Ergo-Packu przyszedł i powiedział, że jest wyjątkowa sytuacja i poprosił o pomoc w rozładowaniu przesyłki, którą miał kurier, to byśmy pomogli. Tyle, że oni woleli potraktować to, jako pretekst by domagać się od nas drugiej kwoty 15 tysięcy złotych, czyli w sumie 30 tysięcy złotych, za oba rzekome problemy - wyjaśniał prezes ZAMPAP-u
W mowie końcowej mecenas Monika Sąsiada domagała się unieważnienia tego roszczenia, przede wszystkim z powodu rażącego błędu popełnionego przez Toamasza Dygę i jego ojca Jana Dygę (drugi odwracał się od aparatu Patriot24.net i zastrzegł sobie również ochronę wizerunku, co niniejszym czynimy). Chodzi o to, że pozwali oni ZAMAPAP o 30 tysiecy złotych w chwili, gdy orzeczenie w sprawie nakładania kar, nie było jeszcze prawomocne!
- Nie można opierać się na orzeczeniach nieprawomocnych. Sytuacja nieprawomocnego orzeczenia powoduje że ZAMPAP nie może byc karany za jakiekolwiek zgłoszenia, związane w tym okresie z takimi zdarzeniami - tłumaczyła mecenas.
Jaką decyzję podejmie sędzia Marcin Ilków?
Ogłosi ją publicznie 13 kwietnia 2017 roku, przed południem w Sądzie Rejonowym w Strzelcach Opolskich. Będziemy ją transmitowć na Patriot24.net i Patriot24.TV
Adwokat szefów Ergo-Packu Jacek Konowalczuk (też zastrzegł sobie ochronę wizerunku) dostarczył wczorj sędziemu wydruki artykułów Patriot24.net wraz z transmisją z konferencji prasowej w tej sprawie, zamieszczonej na Patriot24.TV.
To oznacza, że sędzia Marcin Ilków powziął wiadomość o notorycznym łamania prawa przez Ergo-Pack wobec instytucji Rzeczypospolitej Polskiej: Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Krapkowicach, Komendanta Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Opolu, Powiatowej Stacji Sanitarno Epidemiologicznej w Karpkowicach i Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Opolu.
Te instytucje zapowiedziały już zamknięcie Ergo-Packu, co może się to stać już po 30 czerwca 2017 roku. Jeśli nie zaczną przestrzegać ustawowego prawa.
Dodatkowo w swoje niespełnione obietnice fiansowe wplątali Burmistrza Miasta i Gminy w Krapkowicach Andrzeja Kasiurę, który będzie musiał tłumaczyć się tego 30 maja 2017 roku przed sądem.
Ponadto mogli też zeznać nieprawdę przed sędzią Marcinem Ilków, tydzień temu, twierdząc, że nie mają 110 tysięcy na budowę lini wodociągowej, dla własnych pracowników.
Tymczasem to sam ich adwokat dostarczył sędziemu Marcinowi Ilków zdjecia Volkswagena Tiguana i luksusowego Mitsubishi, którymi rzekomo ci biedni biznesmeni, poruszają się na codzień.
W tym samym artykule, dostarczonym sędziemu Marcinowi Ilków, jest też zapowiedź wystąpienia do urzędu kontroli skarbowej i komornika o skontrolowanie tego, co obaj zrobili ze swoim majątkiem. Być może na szkodę wierzycieli, którym Jan Dyga winny jest ok. pół miliona złotych.
Bo, według Marka Tomaszewskiego, Jan Dyga podarował swój dom swojemu synowi Tomaszowi. A ten przekazał go w darowiźnie swojej siostrze. A tak naprawdę mieszka tam Jan Dyga. Bo całość miała być zaplanowaną operacją, by nie rozliczyć się z wierzycielami.
Trzeba pamiętać też, że cały ten proces może być mistyfikacją.
- Ergo-Pack od samego początku ma wyznaczoną niezależną drogę dojazdową ulicą Wierzbową, z której uporczywie nie chce korzystać - argumentowała wczoraj mecenas Monika Sąsiada.
Adwokat Tomasza Dygi i Jana Dygi przypomniał wczoraj sędziemu o tym, dołączając artykuły z Patriot24.net i prezentując zapis konferencji prasowej, gdzie o tym mówiliśmy. Pokazywaliśmy też mapę i film z dojazdu tam utwardzoną drogą wprost pod ogrodzenie Ergo-Packu, co sędzia wczoraj zobaczył.
- Ale oni wolą wykorzystywać nas. Nie dorzucają się ani grosza na pracę portierni. Zmodernizowaliśmy za 38 tysięcy złotych drogę, po której jeżdżą i też nie wyłożyli na to ani grosza. Taka jest ich prawdziwe oblicze - mówił wczoraj przed sądem Marek Tomaszewski.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem prowadzi postępowanie w sprawie, w której konflikt między dwoma mężczyznami z sektora prac ziemnych przybrał zaskakujący obrót. Jeden z nich – legalnie działający przedsiębiorca, dysponujący kompletem dokumentacji, umów i potwierdzeń płatności – został objęty dochodzeniem, mimo iż druga strona nie przedstawiła żadnych formalnych dowodów, a jedynie relacje świadków ze swojego bliskiego otoczenia.
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?